Książki

wtorek, 12 maja 2015

Promocja -49% w Rossmann

Nie zaszalałam na promocji w Rossmannie. Całe zakupy ograniczyły się do poniższych produktów - niekoniecznie związanych z promocją. Ale skoro już byłam w sklepie, to kupiłam kilka innych rzeczy, które od jakiegoś czasu za mną chodziły.


Pierwsze podejście do zakupów skończyło się na nowym tuszu do rzęs Rimmel Scandaleyes. Jeszcze go nie otwierałam (i mam nadzieję, że nikt inny tego w sklepie nie robił), bo tusz poczeka jeszcze chwilę, aż skończę używane obecnie Astor i Maybelline. 

Dodatkowo kupiłam kolczyki - sztyfty. W jednym uchu mam 3 kolczyki, a ponieważ całe dotychczasowe życie nosiłam srebro, to po ostatniej zmianie na złoto okazało się, że nie mam pasujących sztyftów, które mogłabym 'dołożyć'. Dlatego kupiłam ten zestaw. 






Drugie zakupy i nowe nabytki. Tym razem poszłam kupić konkretną rzecz - lakier Rimmel. W planach był 60 sekund, w kolorze cielistym, różowym lub innym w typie nude. Kolor trafiłam fajny - 408 peachella - cielisty brzoskwiniowy róż. Ale mam wątpliwości, czy lakier jest z serii 60 sek, bo nie ma takiego napisu na opakowaniu.

Z serii 'paznokciowej' kupiłam też żel do skórek Sally Hansen. Mimo, że obecnie używanego opakowania mam jeszcze blisko połowę, uznałam, że promocyjna cena jest na tyle kusząca, że szkoda nie skorzystać. A żel jest naprawdę rewelacyjny, do tego stopnia, że nawet nie myślę o szukaniu tańszego zamiennika.






Poniżej zakupy dodatkowe, których nie planowałam. Ponieważ od dłuższego czasu mam problem z bardzo suchą cerą, szukam kremu, który sobie z tym poradzi. Zdecydowałam się na dwa kremy. Krem na dzień/na noc Alterry kupiłamponieważ mam zaufanie do tej marki ze względu na ich włosowe kosmetyki. Drugi krem na noc Rival de Loop trafił do koszyka, bo wpadł mi pod rękę ;) 























Ostatnia rzecz to silikonowe gumki do włosów For Your Beauty. Kupiłam czarne, choć w planach miałam bezbarwne. Niestety, tych nie było, Mam nadzieję, że czarne też nie będą zbyt widoczne na włosach. Zresztą nie jest to ważne, bo przy moim tempie gubienia wszelkich dodatków do włosów, tych 60 sztuk też pewnie szybko zniknie. Ale tak to jest, jak się w każdej torebce, w każdej kosmetyczce i każdej kieszeni kurtki i marynarki nosi po kilka frotek i wsuwek ;) Długowłose wiedzą, o czym mowa.





















A jak Wasze zakupy? Skusiłyście się na coś?

4 komentarze:

  1. Mnie się dzisiaj poszczęściło, bo przypadkiem trafiłam na promocję -50% w Hebe na kolorówkę Bourjois - zdobyłam niezmacany Healthy Mix :) a z tuszami do rzęs faktycznie bym uważała, wiele razy byłam świadkiem otwierania ich przez klientki - obsługa udaje, że nic nie widzi :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Hebe mam bardzo nie po trasie, niestety. Wybieram się tam tylko, gdy kończy się kolejna puszka maski Kallos.
      Otwieranie produktów - nie testerów - przez klientki, to coś, co doprowadza mnie do szału. Gdzieś przeczytałam komentarz jednej z blogerek, z 'pytaniem' czy te osoby także w spożywczym otwierają jogurt, żeby zobaczyć, jaki ma kolor lub zapach.

      Usuń
  2. Ja za to poleciałam po tusz i wyszłam takim granatowym z Maybelline (nie pamiętam nazwy!). U Ciebie także, widzę zakupy udane. :)
    Pozdrawiam, Shelf of Books

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tuszy Maybelline uwielbiam ten w żółtym opakowaniu. Jeszcze kilka lat temu używałam go namiętnie, kupując opakowanie za opakowaniem. Dopiero od może 2 czy 3 lat testuję ciągle inne tusze, zawsze z zamiarem powrotu do wspomnianego żółtego. Ale na zakupach wpadają mi w oko inne.

      Usuń