Książki

niedziela, 26 stycznia 2014

Manicure - fuksja na paznokciach


W wolne niedzielne przedpołudnie stwierdziłam, że mam ochotę i czas na zrobienie manicure i pedicure. Nóżki moczyły się w ciepłej wodzie, a ja zajęłam się dłońmi. Zrobiłam domowy peeling (cukier + oliwa z oliwek), potem odsunęłam skórki i opiłowałam płytkę paznokcia. Otworzyłam pudełko z lakierami i …. Hmmm… co by tu wybrać…. Wybór mam całkiem spory, bo i lakierów nazbierało się kilkadziesiąt sztuk. Ale nie wszystkie lubię, mimo, że mają fajne kolory. Najczęściej denerwują mnie potwornie długim czasem schnięcia, ewentualnie szybko odpryskują lub matowieją. I takich niestety mam najwięcej.

 


Szybka decyzja i  wybór padł na ‘Miss Selene’ nr 146.







Lakier nie należy do moich ulubieńców. Aby otrzymać na paznokciach kolor, który w buteleczce wygląda na bardzo intensywny, trzeba nałożyć albo 2 grube, albo 3 cieńsze warstwy. Biorąc pod uwagę, że lakier długo schnie, cała operacja zajmuje sporo czasu. Na pewno nie użyłabym go późnym wieczorem przed pójściem spać, bo odbite ślady pościeli miałabym zapewnione na 100%. Jedyną opcją jest przeznaczenie dużej ilości czasu na pomalowanie nim paznokci i nie robienie w tym czasie niczego innego, co wymagałoby wykorzystania dłoni. Najlepiej włączyć jakiś film i na 2 godziny zapomnieć o wszystkim innym.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Po raz pierwszy od bardzo dawna pomalowałam paznokcie, ale poległam w walce z aparatem fotograficznym. Zrobiłam kilkadziesiąt zdjęć, a po ich przejrzeniu okazało się, że do publikacji nadają się dwa – samej buteleczki z lakierem. Wszystkie fotki moich dłoni wyszły niezadowalająco z prostego powodu – dopiero na zdjęciach makro zauważyłam wszystkie niedociągnięcia. Dodatkowo zaczęłam robić zdjęcia, zanim lakier wysechł, w związku z czym spotkanie paznokci z obiektywem zakończyło się śladami, które zamalowywałam kolejną warstwą. Chyba muszę zacząć częściej malować pazurki, może kiedyś dojdę do wprawy i nie będę mieć takich problemów.
 
 
P.S. zaczynam wierzyć w telepatię. Dopiero po wrzuceniu posta zauważyłam, że VioletBell także napisała dziś o lakierach do paznokci J Dzieli nasz 30 km, a myślimy o tym samym J

piątek, 17 stycznia 2014

Tylko i aż 1%


Niedługo będziemy rozliczać się z Urzędem Skarbowym. Liczne organizacje czekają na naszą pomoc. Nie wiem, jak Wy, ale ja wolę wybierać organizacje/osoby, które coś dla mnie znaczą. Mam wtedy wrażenie, że ta pomoc nie jest tak zupełnie anonimowa, ale trafia w czyjeś konkretne ręce. W zeszłym roku, dzięki 1% podatku, dziecko koleżanki z pracy mogło przejść drogą i skomplikowaną operację w USA. Mały miał nikłe szanse na samodzielne poruszanie się. Teraz, po rehabilitacji, sam chodzi. Nawet jego marzenie o jeździe na rowerze przestało wydawać się nierealne. Wiem, jak dużo znaczy to dla koleżanki.

W poszukiwaniu informacji o „Liebster Blog Award” do którego zostałam nominowana, trafiłam na stronę www.perfekcyjnamamabyc.blogspot.com, a tam na informację o małym Mateuszu. Może dzięki naszej pomocy kolejny maluch będzie miał szanse na szczęśliwe, samodzielne życie?

Zajrzyjcie tu koniecznie.

niedziela, 12 stycznia 2014

Znalezione w sieci – one suitcase wardrobe


Jestem typową przedstawicielką płci pięknej. Rano otwieram szafę i stwierdzam, że nie mam co na siebie włożyć, mimo, że ubrania wręcz wysypują się z półek i ledwo mieszczą na wieszakach. I zawsze wtedy pojawia się myśl – muszę iść na zakupy.
 

Tak też robiłam. Najczęściej kupowałam kolejną bluzkę, czasem spodnie. Niestety, niewiele to dawało, bo pomimo zakupów nadal ‘nie miałam co na siebie włożyć’. I dalej chodziłam w tych samych, sprawdzonych zestawach. A szafa stawała się bardziej i bardziej upchnięta. Kiedy niedawno zamiast o kolejnych zakupach ubraniowych, pomyślałam o kupieniu nowej szafy, stwierdziłam, że coś jest nie tak i koniecznie muszę coś zmienić. Skoro mój sposób z kupowaniem nowych ubrań się nie sprawdzał, na pewno ktoś wpadł na inny, który okazał się strzałem w dziesiątkę.

 
Od czego jest Internet? Od wyszukiwania informacji. Po kilku godzinach przeszukiwania różnych stron odświeżyłam sobie angielski w stopniu, którego się nie spodziewałam. Ale znalazłam coś, czego szukałam. Trafiłam na blog www.outfitposts.com Ponieważ większość czasu spędzam teraz w pracy, post, który mnie najbardziej zainteresował dotyczył "business casual capsule wardrobe". Ten jeden artykuł uświadomił mi, że nieprawdą jest, ze mam za mało ubrań (jakby tego nie było widać po upchniętej szafie ;)). Po prostu nie wykorzystuję w 100% możliwości, jakie dają mi ubrania, które posiadam. Człowiek uczy się całe życie. Teraz powoli, ubranie po ubraniu, wieszak po wieszaku, przeglądam zawartość szafy i zastanawiam się, co zrobić z daną rzeczą. Zostawić czy oddać/wyrzucić? Jeśli zostawić, to z czym innym niż zwykle to nosić? A jeśli nie pasuje do niczego, ale bardzo mi się podoba, to co dokupić, aby było spoiwem pomiędzy tym czymś, a moją garderobą. Ogrom pracy przede mną, bo szafę mam przepastną. Mimo to myślę, że warto poświęcić kilka wieczorów na taką działalność. 
 
 
P.S. Tak, wiem – był już Gok Wan ze swoimi 24 elementami w szafie, była też Trinity i Susannah z 12 typami sylwetek oraz Stacy London i Clinton Kelly  z ‘Jak się nie ubierać’. Jednak właśnie seria ‘one suitcase’ najlepiej do mnie przemówiła.



P.S.#2  A tu link do kilku innych ciekawych artykułów w temacie ‘capsual wardrobe’  

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Wyzwanie – porządki na komputerze – wywoływanie zdjęć


Podjęłam się pracy prawie Syzyfowej. Po kilku latach przerwy wracam do wywoływania zdjęć. Ostatni raz taką akcję robiłam dobrych kilka lat temu. A co śmieszniejsze, tamte wydrukowane zdjęcia nadal leżą w pudełku, niewłożone do żadnego albumu. Choć oczywiście włożenie zdjęć do albumu było na liście zadań do wykonania od samego momentu wywołania.

Dwa lata temu zrobiłam pierwszy krok do wywoływania, tzn. zrobiłam porządek w plikach cyfrowych i zaczęłam stosować jednolity system archiwizowania. Trwało to kilka miesięcy, ale efekt jest taki, że teraz bez większego problemu mogę znaleźć konkretne fotografie. Aktualnie stosuję ścieżkę w postaci głównego folderu ‘zdjęcia’ w którym są kolejne dwa foldery ‘zdjęcia oryginalne’ oraz ‘zdjęcia do wywołania’. Zgrywając na bieżąco zdjęcia z aparatu, wrzucam je równocześnie do obu folderów, w których tworzę jednakowo opisanej podfoldery np.: 2013_11_17 – impreza urodzinowa cioci Zosi. We wrześniu 2013 archiwizowanie uległo małej zmianie, ponieważ zakupiłam dysku zewnętrzny. Wcześniej używałam płyt DVD, ale od kiedy nagrywarka mi nie działa, musiałam coś zmienić. W czasach archiwizacji DVD miałam jeszcze jeden równorzędny ze zdjęciami oryginalnymi i do wywołania, podfolder ‘zdjęcia archiwizowane na DVD’. Tam przenosiłam foldery ze ‘zdjęć oryginalnych’ po ich wypaleniu na płytach.  W efekcie otrzymywałam takie ścieżki:
 


Zdjęcia z folderu oryginalne od razu są archiwizowane na dysku zewnętrznym. Zdjęcia do wywołania są podstawą do obróbki w programach graficznych. Z tych folderów wyrzucam zdjęcia nieudane, poruszone, nieostre. Po przygotowaniu całego folderu oznaczam je ‘OK’, tak ja przy folderze ‘2013_11_17 – impreza urodzinowa cioci Zosi – OK.’. Wiem, że zdjęcia z tego folderu zostały wyselekcjonowane i cyfrowo ‘obrobione’. Że mogę je wywoływać. A po wywołaniu zapewne zmienię nazwę folderu na 'zdjęcia wywołane'.


I tak zdjęcie po zdjęciu, folder po folderze,… Jak na razie udało mi się obrobić 2012 i 2013 rok. A archiwum zaczyna się w 2005 roku. Ciekawe, czy do wakacji uda mi się wszystko przygotować. I ile tysięcy zdjęć będzie do wywołania. Ktoś stawia zakłady? Obiecuję, że jeśli komuś uda się trafić w zaokrągleniu do pełnej setki, będzie nagroda.