W
pierwszej kolejności chciałabym powiedzieć, że nie mam pojęcia, czy mogę się
zaliczyć do włosomaniaczek. Prawdopodobnie wszystko zależy od tego, jakie
kryteria miałabym spełnić. Fakt jest taki, że lubię dbać o włosy, nieobce są mi
blogi Anwen, Wiedźmabloguje czy Blondhaircare. Zazwyczaj wiem, co i po
co nakładam na włosy, oraz jakiego efektu się spodziewać. Wypróbowałam na sobie
kilka wypatrzonych na ww. stronach porad, zwłaszcza te, które nie wymagają
dużego zaangażowania, samozaparcia i motywacji ;) Z drugiej strony - nie mam
zielonego pojęcia o składach kosmetyków. Nie umiem ich czytać i w tej kwestii
zawierzam bardziej doświadczonym i zakręconym w temacie. Jednym słowem szukam
informacji - to i to jest ok, za to w tym kosmetyku są xxxx, które mogą
szkodzić. Ale i tu nie wpadam w ortodoksję. Szczególnie, że na bazie własnych
doświadczeń (a raczej historii błędów i wypaczeń) nauczyłam się, co moje włosy
lubią, a czym ich lepiej nie traktować, bo zemszczą się typowym bad hair day
Post powstał po ostatnim spotkaniu z Violet Bell, która twierdzi, że moje kudełki są fajne. W sumie widziała, do jak tragicznego stanu
doprowadziłam je jakieś 3 czy 4 lata temu. Dałam im nieźle w kość - farbowane
najpierw na brązy aż do ciemnej kawy, następnie rozjaśnione jasnym blondem, a
doprowadzone do stanu agonalnego przez trwałą ondulację. W porównaniu z tamtym
okresem, teraz faktycznie są w niezłej kondycji.
Tak przy
okazji przyznam się, że nie spodziewałam się, że zrobienie sobie samej zdjęcia
'włosowego' będzie tak trudne. Musiałam zrobić przynajmniej 30 ujęć - zarówno
komórką jak i aparatem fotograficznym - by wybrać te cztery, nadające się do
dalszej obróbki i upublicznienia, ujęcia.
Na zdjęciach po lewej i poniżej włosy w ostrym świetle
słonecznym oraz w zacienionym pomieszczeniu.
Kolor na zdjęciach za każdym razem
wychodzi inny.
Jeśli chodzi o fakturę, to wszystko zależy od tego, jak dużo mam czasu i/lub ochoty. Akurat dziś po umyciu włosów
stwierdziłam, że nie chce mi się czekać kilka godzin, aż włosy same wyschną, więc
wysuszyłam je suszarką i kilka razy przeczesałam szczotką. Dlatego są względnie proste. Gdybym zostawiła je
do naturalnego wyschnięcia (a najlepiej jeszcze utrwaliła żelem lub pianką),
miałabym lekkie fale, w typie 2a.
Jeśli
ktoś jest ciekawy, co robię z włosami, czego używam, jak często itp., piszcie w
komentarzach. Wtedy powstanie kolejny post na ten temat.
Masz fajny kolor włosów :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Teraz zastanawiam się, dlaczego przez blisko 10 lat je farbowałam.
UsuńJak robiłaś zdjęcia? :)
OdpowiedzUsuńTo zależy, o których zdjęciach mowa.
UsuńRobione aparatem fotograficznym:
Sposób wypróbowany – patrz. fotka na facebook. Najpierw poczekałam na jasny dzień, choć niekoniecznie słoneczny. Najlepszy czas to popołudnie, gdy słońce jest po stronie zachodniej, najlepiej schowane za chmurami (wtedy światło jest ładnie rozproszone). W pokoju z oknem od zachodu postawiłam aparat fotograficzny na parapecie. Na pokrętle trybów wybrałam półautomatyczny P, następnie w menu: tryb migawki 10 sek, , światło – pochmurnie oraz tryb zdjęcia makro. Do tego barwy zdjęcia wzmocnione (mój Canon na naturalnych barwach jest bardzo mdły i wydaje się przydymiony). Wcisnęłam spust migawki i klęknęłam tyłem do aparatu, w odległości trochę większej, niż na wyciągnięcie ręki (max. dwa kroki od aparatu). Dzięki temu głowa i tułów znalazły się idealnie na wysokości obiektywu. Dalej kadruję w komputerze. I gotowe.
Robione komórką:
To już ciekawsza zabawa, do której potrzebne są dwa lustra – jedno duże oraz jedno małe. Stanęłam tyłem do dużego lustra. W jednym ręku, tuż nad ramieniem, trzymałam komórkę. W drugim ręku miałam małe lusterko, które ustawiłam tak, abym widziała, co jest na wyświetlaczu komórki. Kiedy w dużym lustrze było dobrze widać całe włosy, ustawiłam komórkę tak, aby aparat widział cały odpowiedni obraz odbity w lustrze – co kontrolowałam właśnie przez podglądanie ekranu w małym lusterku. Aha, w komórce też ustawiam opcję samowyzwalacza na 10 sekund – tak było łatwiej. Kiedy obraz odbity w obu lustrach i łapany przez komórkę pokrył się z tym, co chciałam sfotografować, wcisnęłam spust migawki i czekałam kilka sekund, cały czas kontrolując w małym lusterku, czy wszystko jest ok. Na chwilę przed końcem czasu odliczania opuściłam małe lusterko, aby nie było widoczne na zdjęciu w odbiciu w dużym lustrze. Dalsza obróbka techniczna – jak powyżej. Kadrowanie i poprawienie barw to standard.
Proste, prawda?
eee...:D
UsuńTak, wiem :)
Usuń