Książki

czwartek, 16 sierpnia 2018

Inspiracje z internetu - Time Management in the Workplace

Od kilku tygodni, a właściwie od Bożego Narodzenia, trwa służbowe szaleństwo. Zamknięcia roku, nowe przepisy (np. JPK, split payment), bilanse, wdrożenia i udoskonalenia systemów IT, które dodatkowo zwiększają chaos, zmiany personalne w zespole, a do tego standardowa praca, czyli prowadzenie kilku projektów na raz. Nazwanie tego "przejściowym zamieszaniem" jest dużym niedopowiedzeniem.

Lista spraw do zrobienia rośnie w tempie wzrostu geometrycznego. Totalny stres, poczucie przytłoczenia i wpadanie w czarną dziurę depresji. Nic, tylko usiąść i się załamać. Albo rzucić pracę.

Albo jakoś sobie z tym poradzić. Jakoś - czyli z sensem, praktycznie i efektywnie, bo taki właśnie mam plan.

Szukając wsparcia w sieci, standardowo przebiłam się przez kilkadziesiąt artykułów, które były kalkami podręczników do zarządzani czasem. Merytorycznie interesujące, ale zdecydowanie zamiast ogromnej ilości teorii, potrzebowałam konkretów - szukałam czegoś bardziej praktycznego. Tak trafiłam na stronę Time Management Success.  Większość artykułów na stronie jest interesująca, ale dla mnie najciekawszym okazał się fragment dotyczący "work - time at work" oraz "personal - using a system".

Poniżej notatki które zrobiłam z obu artykułów, kursywą zaznaczyłam własne skojarzenia. A Wam polecam przeczytać całość.


personal - using a system

System powinien przede wszystkim być łatwy, aby być skutecznie używany. A zarazem tak elastyczny, aby obejmował sprawy z mojego życia.

Dzięki dobremu systemowi:

  1. wiemy, co, kiedy i jak zrobić
  2. zmniejsza się opór przed wykonywaniem nielubianych zadań (zjedź żabę)
  3. pozwala unikać zadań pilnych, "gaszenia pożarów"
  4. ułatwia planowanie
  5. jest elastyczny - pozwala na nieprzewidziane zmiany


Zapisuj swoje myśli i pomysły. Narzędzie dowolne, np notes, kalendarz, komputer, telefon (aplikacja, sms, mail). Najwygodniej, gdyby to były zawsze  te same narzędzia i aplikacje w telefonie. W zbyt dużej ilości "inboxów" łatwo się pogubić. Istotne jest to, aby nie być skazanym na poleganie na swojej pamięci. Jeśli wiemy, że wszystko mamy zapisane w konkretnym miejscu, mamy świadomość, że w razie potrzeby, albo w odpowiednim czasie do tego wrócimy. Ważne jest, aby regularnie przeglądać notatki, tak, aby nic nie umknęło.

Nie twórz kilometrowych list zadań. Są przytłaczające. Z takich list najczęściej wybiera się do zrobienia sprawy najłatwiejsze i najprzyjemniejsze. Zadania trudne, nieprzyjemne, te których nie lubimy "żaby" zostają na koniec i stają się pożarami. 
Łatwiej jest stworzyć tygodniową listę zadań do wykonania (i ją wykonać), niż zaplanować jeden dzień. Zacznij od tygodniowych list zadań, są bardziej elastyczne. Na ich podstawie planuj zadania na konkretny (jutrzejszy) dzień.

Działając, staraj się zajmować w pierwszej kolejności sprawami ważnymi, a nie pilnymi. Pracuj nad bieżącymi zadaniami, ale uwzględniaj zaległości w codziennym harmonogramie pracy. Nie pozwól, by zaległości narastały, tylko powoli, ale sukcesywnie się z nimi rozprawiaj. Najlepiej, aby zajmować się nimi z rana, jako pierwsze zadania do wykonania.

Czy to, co robisz, to Twoje zadanie? (patrz "praca - twoja rola"; delegowanie)

Zaglądaj regularnie do kalendarza - czy to papierowego, czy komputerowego. Bądź na bieżąco z systemem, którego używasz. Nie zależnie od tego, czy jest to notatnik i długopis, czy kilka aplikacji w komórce lub profesjonalny program do zarządzania czasem. Nie odkładaj na półkę czy w inne, trudno dostępne miejsce.

Zarezerwuj czas na planowanie - np. dłuższa sesja raz w tygodniu. Zajmij się sprawami rutynowymi, takimi jak spotkania, urodziny, służbowe deadline, rachunki do opłacenia.

Dodatkowe plusy korzystania z systemu to możliwość uzyskania harmonogramu, na podstawie którego coraz łatwiej ustalić, ile dane zadanie zajmie czasu. Pozwala śledzić progres projektów, nad którymi pracujemy. Lub przeciwnie, pokazuje, że pracujemy nad cudzymi sprawami, zamiast skupić się na własnych celach i planach.



Work - time at work

1. poznaj Twoją rolę

  • co należy do Twoich zadań
  • co możesz delegować
  • nie rób rzeczy, których wykonanie nie leży w Twojej kwestii
  • nie pracuj za kogoś

2. poznaj Twój cel

  • kim chcesz być, do czego dążysz
  • "po co robisz to, co robisz", czy dzięki temu dotrzesz do celu
  • metoda "5 x why"

3. zacznij dobrze dzień

  • przygotowanie się dzień wcześniej - uprasowane ubranie, spakowane dokumenty, zaplanowany i przygotowany lunch
  • rutyna poranna - czas na śniadanie i kawę, spokojne dotarcie do pracy

4. zorganizuj się

  • poukładane dokumenty
  • porządki w folderach w komputerze

5. stwórz plan działania

  • listę to do  na bieżący dzień
  • lista zadań next action, ale w oparciu o ważność, a nie pilność
  • monitorowanie inbox zadań 
  • zaplanowanie czasu na 'niezaplanowane" - zadania pilne, losowe zdarzenia

6. skup się na własnych zadaniach

  • pomagaj, ale jeśli masz na to czas, a nie tylko ochotę na oderwanie się od własnej rutyny; lub czyjś projekt wydaje się być ciekawszy od Twojego
  • pomagaj, jeśli coś na tym zyskujesz (trochę cyniczne...)

7. mało i często - Keizen

  • nie pozwól na gromadzenie się zadań, papierów, maili
  • nie odwlekaj (prokrastynacja)
  • trzymaj się systemu

8. używaj Macierzy Eisenhowera

  • podział zadań na ważne i pilne

9. wyjdź z pracy o czasie

  • przygotowanie planu zadań na kolejny dzień
  • oderwij się od pracy i przejdź w tryb prywatny

10. bądź na bieżąco

  • kalendarz zawsze pod ręką
  • wszystkie sprawy zapisywane i gromadzone - z głowy do "inbox"
  • szukanie nowych rozwiązań i technik zarządzania czasem


Po trzecim czytaniu tego tekstu i notatek, dochodzę do wniosku, że autor strony promuje (nie wiem, czy świadomie) uproszczone GTD (getting things done), czyli Zen To Done. A może tak naprawdę wszystkie te mniej lub bardziej wymyślne metody zarządzania czasem do tego się sprowadzają? Różne nazwy, różne kroki i metody, które ostatecznie mają służyć nam do jak najbardziej efektywnego osiągnięcia celu.

środa, 26 lipca 2017

Jak wróciłam do biegania - muzyka do biegania

Ćwiczę z muzyką. Zawsze, niezależnie, czy jest to trening na siłowni,w domu czy tuptanie. Pomaga mi odciąć się od niepotrzebnych rozpraszaczy i utrzymać tempo. A teraz, przy bieganiu po ulicach osiedla, pozwala na zupełne ignorowanie komentarzy "panów spod budki z piwem".

Jeśli chcecie skorzystać:

  1. Alien Ant Farm - Smooth Criminal
  2. Avlil Lavigne - Sk8er Boi
  3. Awolnation - Sail
  4. Fall Out Boy ft John Mayer - Beat It
  5. Christina Aquilera - Fighter
  6. Katy Perr - E.T.
  7. Fort Minor - Remember the name
  8. Jason Derulo ft Chainz - Talk Dirty 
  9. Jenifer Lopez - On the floor 
  10. Katy Perry - Hot and cold
  11. Kesha - Blow
  12. Lady GaGa - Teeth
  13. Imfao - Sexy and I know it
  14. Madonna - 4 minutes
  15. One Direction - One way or another
  16. Pink - Boring
  17. Pitbull - Back in time
  18. The Killers - Somebody told me
  19. The Black Eyed Peas - Pump it
  20. motyw z filmu "Piraci z Karaibów




Alien Ant Farm - Smooth Criminal


Avlil Lavigne - Sk8er Boi


Awolnation - Sail


Fall Out Boy ft John Mayer - Beat It


Christina Aquilera - Fighter


Katy Perr - E.T.


Fort Minor - Remember the name


Jason Derulo ft Chainz - Talk Dirty 


Jenifer Lopez - On the floor 


Katy Perry - Hot and cold


Kesha - Blow


Lady GaGa - Teeth


Imfao - Sexy and I know it


Madonna - 4 minutes


One Direction - One way or another


Pink - Boring


Pitbull - Back in time


The Killers - Somebody told me


The Black Eyed Peas - Pump it


motyw z filmu "Piraci z Karaibów" - remix


środa, 12 lipca 2017

Jak wróciłam do biegania - "Nigdy się nie poddawaj"

Coś nie do końca o bieganiu, ale ....
Filmik, który przypominam sobie zawsze, gdy mam kłopoty z motywacją do czegokolwiek, gdy pojawiają się ściany, problemy "nie do przejścia",... Polecam :)


niedziela, 2 lipca 2017

Jak wróciłam do biegania - tydzień 1

Cudem nie jest to że skończyłam.
Cudem jest to, że miałam odwagę zacząć.

Cześć, mam na imię KatVenea i właśnie zaczęłam biegać.

To nie do końca prawda, ale tak mogłabym się teraz przedstawiać nowo poznawanym osobom.

To nie jest moje pierwsze podejście do biegania. Kilka lat temu zaliczyłam cały sezon, od wiosny do jesieni. Jednak na zimę przestałam biegać i … się skończyło. Wiosną nie wróciłam do treningów. Później, po kolejnym roku czy dwóch, ponownie próbowałam biegać, ale miałam problemy z kolanem,  które skutecznie uniemożliwiały mi nie tylko bieganie, ale też i chodzenie. Ortopeda nie pomógł. I znów bieganie odeszło w kąt. Potem mocno przytyłam i sport poszedł w odstawkę. Zmobilizowana przez lekarza, schudłam 25 kilogramów. Ruch znowu stał się przyjemny. Jednak nie było to bieganie (ciągle miałam w pamięci kolano). Zastąpiłam je innymi rodzajami aktywności fizycznej – raz intensywniejszymi, raz mniej wymagającymi. Ale mimo to gdzieś z tyłu głowy słyszałam cichy głosik „run, run, run,…”.



Teraz znowu mnie natchnęło. Ale pomna poprzednich problemów ze zdrowiem, zaczynam bardzo, bardzo, bardzo delikatnie. Na serio, to na razie truchtam, prawie szurając, w tempie szybszego marszu. I zaczynając od poniższego planu. Z tym, że jak dotąd utrzymałam czas treningów na p
oziomie 30 minut (+ rozgrzewka i odpoczynek). Ten pierwszy tydzień wyglądał tak, że robiłam 7 serii po 2 minuty marszu i 2 minuty truchtu. Jutro przechodzę na 2 minuty marszu i 3 minuty truchtu. 
Do zobaczenia na ścieżce J 


I trzymajcie kciuki za powodzenie planu - pod koniec wakacji przebiegnę 30 min. bez przerwy :):):)





















































































sobota, 8 kwietnia 2017

Siła makijażu

Nie maluję się od prawie 2 lat. Ale jak trafiam na taki filmik, to zaczynam się zastanawiać, czy może jednak się nie złamać ... ;)

Widziałyście?



sobota, 1 kwietnia 2017

Hobbit i LOTR - czyli jak to jest wrócić po latach do Tolkiena

Kocham LOTR Tolkiena. Uwielbiam. Mogę otworzyć jeden z 3 tomów w dowolnym miejscu i zacząć czytać - 5 stron do przodu, potem 40 do tyłu. Potem dokończyć "Dwie wieże" i wrócić do "Drużyny pierścienia". Zakończyć czytaniem "Powrotu króla", a w międzyczasie otworzyć "Hobbita". Trzydziesty raz w życiu. I zawsze sprawia mi to ogromną przyjemność. 

Nawiązując do powyższego - ostatnio zrobiłam sobie totalny chillout weekend, czyli od piątkowego wieczoru do niedzielnego popołudnia nie robiłam w zasadzie nic produktywnego. Za to obejrzałam dwie trylogie Jacksona - Hobbita i LOTR w wersji reżyserskiej. I muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Żeby nie było - wszystkie te filmy widziałam (kilkukrotnie) wcześniej - zarówno w kinie, jak i w tv. Z tym, że LOTR tylko w wersji krótszej - kinowej. Reżyserską zobaczyłam pierwszy raz. I to właśnie ona zrobiła na mnie największe wrażenie. 

O "Hobbicie" nie będę się rozpisywać. Jakiej grubości jest książeczka, każdy zaznajomiony z Tolkienem wie. Peter Jackson zrobił z niej trzy długie filmy. Fakt, dorzucił sporo materiału spoza książki, co uważam za wielki plus. Inaczej dłużyzny byłyby nie do zniesienia. Ale oglądałam wszystko z ogromną przyjemnością. Zdjęcia, muzyka,... Cudo wizualne :) I (nie)stety głównie reklama turystyczna- choć skuteczna. Aż chciało się kupić bilet do Nowej Zelandii i lecieć choćby w tej chwili. Co nie zmienia faktu, że serię obejrzę jeszcze nie raz. Przynajmniej dla samych Martina Freemana i Benedict Cumberbatcha.



Jeśli chodzi o "Władcę pierścieni", to nie czepiam się (za bardzo), że film odbiega od książki. Nie będę kłamać - Faramira do dziś dnia nie mogę darować, ale pozostałe skróty myślowe, przemilczenia lub pominięcia jestem w stanie zrozumieć. Jednak przedłużenie każdego z filmów o prawie godzinę naprawdę dało dużo dobrego. Wiele scen, brutalnie pociętych do wersji kinowej, w końcu zaczęło mieć sens. Dialogi nabrały zupełnie innego, nowego znaczenia. Wyjaśniły się różne sceny i nawiązania. Niby widziałam te filmy przynajmniej dziesiąty raz, a czułam się, jakbym oglądała je po raz pierwszy. Nie mogłam oderwać się od ekranu. 
Polecam obejrzeć, zwłaszcza tym, którym wersja kinowa średnio przypadła do gustu. 

A ja zapewne zrobię powtórkę z tych wszystkich filmów przy najbliższej okazji :)

* zdjęcia pochodzą z przypadkowych linków w wyszukiwarce Google. Jeśli masz prawa autorskie - napisz, a usunę zdjęcia.

niedziela, 26 marca 2017

Kilka słów o glutenie, czyli aktualizacja do wpisu "Walka o gładką cerę - czyli jak można się zdziwić kilkanaście lat po maturze"

Minęły prawie 2 lata od wpisu dotyczącego mojej walki o gładką cerę. Nie mam w tej chwili weny na rozpisywanie się, ale podsumowując tamten wpis w kilku słowach - plan się nie sprawdził: 

1.     przez najbliższe 1,5 tygodnia (czyli urlop) zapominam o czymś takim, jak makijaż - od tego czasu umalowałam się może 5 razy
2.     skupiam się na oczyszczaniu i nawilżaniu cery - średnio wyszło, choć kupując kosmetyki, nadal zwracam uwagę na ich funkcje nawilżające
3.     3 razy dziennie używam toniku - tia.... kto ma na to czas?
4.     regularnie 2 lub 3 x w tygodniu stosuję maseczki i peelingi - ekh... pomińmy ten punkt milczeniem ;)
5.     nie dotykam twarzy (czyli nie podpieram brody na dłoni podczas czytania czy oglądania filmów itp.) i nie drapię żadnych skórek (!!!) - z tym bywa różnie i nie mam przekonania, czy ma bezpośredni wpływ na moją cerę

Miesiąc po tym wpisie trafiłam do rewelacyjnej Pani doktor endokrynolog, która poza modyfikacją sposobu leczenia tarczycy, zaproponowała mi też rewolucję w sposobie odżywiania. Zastosowałam się do jej zaleceń w 100%. W efekcie w ciągu pierwszych 4 tygodni schudłam 10 kg (rzecz nie do pomyślenia przy niedoczynności tarczycy), a łącznie w pół roku 25 kg. Jestem przekonana, że dieta, którą zastosowałam, miała bezpośredni wpływ także na cerę. Tak więc zminimalizowanie spożywania
  • glutenu
  • laktozy
  • cukrów (wszelkich, także słodzików)
sprawiło, że znowu mogłam się cieszyć promienną i gładką cerą.
Dodatkowo zasmakowałam w herbatce pokrzywowej :) Włosy też ją polubiły.


Od kilku miesięcy nie jestem już tak radykalna w diecie i widzę, że ma to bezpośredni wpływ na wygląd skóry (na samopoczucie także). To daje nową motywację do powrotu do 'czystego' jedzenia. Może trochę dziwnego (co wielokrotnie usłyszałam), ale jeśli czułam się dobrze, miałam dobre wyniki badań, a samopoczucie i wygląd tylko to potwierdzały, to nie mam więcej pytań i wątpliwości.