Książki

sobota, 8 kwietnia 2017

Siła makijażu

Nie maluję się od prawie 2 lat. Ale jak trafiam na taki filmik, to zaczynam się zastanawiać, czy może jednak się nie złamać ... ;)

Widziałyście?



sobota, 1 kwietnia 2017

Hobbit i LOTR - czyli jak to jest wrócić po latach do Tolkiena

Kocham LOTR Tolkiena. Uwielbiam. Mogę otworzyć jeden z 3 tomów w dowolnym miejscu i zacząć czytać - 5 stron do przodu, potem 40 do tyłu. Potem dokończyć "Dwie wieże" i wrócić do "Drużyny pierścienia". Zakończyć czytaniem "Powrotu króla", a w międzyczasie otworzyć "Hobbita". Trzydziesty raz w życiu. I zawsze sprawia mi to ogromną przyjemność. 

Nawiązując do powyższego - ostatnio zrobiłam sobie totalny chillout weekend, czyli od piątkowego wieczoru do niedzielnego popołudnia nie robiłam w zasadzie nic produktywnego. Za to obejrzałam dwie trylogie Jacksona - Hobbita i LOTR w wersji reżyserskiej. I muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Żeby nie było - wszystkie te filmy widziałam (kilkukrotnie) wcześniej - zarówno w kinie, jak i w tv. Z tym, że LOTR tylko w wersji krótszej - kinowej. Reżyserską zobaczyłam pierwszy raz. I to właśnie ona zrobiła na mnie największe wrażenie. 

O "Hobbicie" nie będę się rozpisywać. Jakiej grubości jest książeczka, każdy zaznajomiony z Tolkienem wie. Peter Jackson zrobił z niej trzy długie filmy. Fakt, dorzucił sporo materiału spoza książki, co uważam za wielki plus. Inaczej dłużyzny byłyby nie do zniesienia. Ale oglądałam wszystko z ogromną przyjemnością. Zdjęcia, muzyka,... Cudo wizualne :) I (nie)stety głównie reklama turystyczna- choć skuteczna. Aż chciało się kupić bilet do Nowej Zelandii i lecieć choćby w tej chwili. Co nie zmienia faktu, że serię obejrzę jeszcze nie raz. Przynajmniej dla samych Martina Freemana i Benedict Cumberbatcha.



Jeśli chodzi o "Władcę pierścieni", to nie czepiam się (za bardzo), że film odbiega od książki. Nie będę kłamać - Faramira do dziś dnia nie mogę darować, ale pozostałe skróty myślowe, przemilczenia lub pominięcia jestem w stanie zrozumieć. Jednak przedłużenie każdego z filmów o prawie godzinę naprawdę dało dużo dobrego. Wiele scen, brutalnie pociętych do wersji kinowej, w końcu zaczęło mieć sens. Dialogi nabrały zupełnie innego, nowego znaczenia. Wyjaśniły się różne sceny i nawiązania. Niby widziałam te filmy przynajmniej dziesiąty raz, a czułam się, jakbym oglądała je po raz pierwszy. Nie mogłam oderwać się od ekranu. 
Polecam obejrzeć, zwłaszcza tym, którym wersja kinowa średnio przypadła do gustu. 

A ja zapewne zrobię powtórkę z tych wszystkich filmów przy najbliższej okazji :)

* zdjęcia pochodzą z przypadkowych linków w wyszukiwarce Google. Jeśli masz prawa autorskie - napisz, a usunę zdjęcia.